środa, 26 marca 2014

A może zostać trochę dłużej?

Ostatnie dni na Bali były fantastyczne. Nie dość, że mieszkałam w domku zbudowanym na klifie z bezpośrednim dojściem do oceanu to na dodatek poznałam wiele sympatycznych osób i oderwałam się całkowicie od rzeczywistości.
Nie przeniosłam się ani do domku obok ani do innego miasta, zostałam przez sześć nocy w tym samym miejscu awansując po dwóch dniach do większego pokoju z tarasem i widokiem na ocean. Postanowiłam spędzić ostatnie dni na pełnym relaksie nie robiąc nic tylko odpoczywać od ubiegłorocznych stresów.
Nauczyłam się jeździć na skuterze i pod koniec wskazówka licznika dochodziła nawet do 40 ;) Kąpałam się w codziennie w cieplutkiej wodzie, piłam piwo w barze na plaży i nie myślałam zupełnie o niczym. Udało mi się nawet być na dwóch imprezach pod chmurą. 
Mocno zastanawiałam się czy nie przedłużyć pobytu o kolejny miesiąc. Tak naprawdę był to całkiem dobry pomysł bo kiedy znowu pojadę na Bali nie wiadomo. Kupno biletu na samolot do Kuala Lumpur zostawiłam na ostatni dzień... We wtorek o 23 miałam powrotny samolot z KL a w poniedziałek zaczęłam rezerwować wylot z Bali. Po wielu próbach, użyciu pięciu różnych kart okazało się że nie da rady kupić lotu w Air Asia. Dowiedziałam się, że jest jakiś problem z akceptacją kart Visa przy lotach z Indonezji. Master Card nie posiadam więc miałam dwa wyjścia, poprosić aby ktoś przebywający poza Indonezją wykupił mo lot albo jechać na lotnisko parę godzin wcześniej i zapłacić gotówką. Pierwszy sposób zadziałał, póżnym wieczorem dostałam potwierdzenie od J. że mogę lecieć.

Tak chcąc nie chcąc zakończyła się moja miesięczna laba :) 




Dotarłam bezpiecznie domu zahaczywszy o lotnisko w Paryżu. Zapach perfum i widok rogalików trochę złagodził mój smutek po rozstaniu z Bali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz