czwartek, 19 grudnia 2013

Kiedy wszystko staje na głowie lub miłość ze złamaną nogą.

Na koniec roku sponsorowanego przez literę Z jak Zmiana, przemęczona przeprowadzkami, szukaniem pracy i samą pracą, która poza wypłatą nie spełnia w żaden sposób moich oczekiwań, życie zafundowało mi nowy przewrót. Całkowite wywrócenie wszystkiego do góry nogami, z podwójnym impetem stresu i rozkmin.
Miłość to największa z możliwych niespodzianek, przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie, nie wiadomo co przyniesie. Idziemy beztrosko ulicami przeznaczenia, żąglujemy planami i optymistycznymi myślami, skręcamy za rogiem i wtedy się pojawia. Uczucie które uskrzydla, dodaje świeżości i prowadzi nas w nieznane. Miłość jak delikatna i zjawiskowa tęcza jednak bardziej od niej nieprzewidywalna i ulotna. Czasami jest naszym kompanem przez lata, innym razem towarzyszy nam tylko na krótkim etapie podróży. Idąc ze mną poślizgnęła się na mokrym londyńskim chodniku i złamała nogę. Nie spodziewaliscie się, że miłość ma nogi? Musi mieć, inaczej nie brałaby ich za pas i nie uciekała gdy się czegoś boi. Moja miłość złamała nogę, dlatego jej funkcja podróżnika została brutalnie zawieszona, tak nagle jak łamanie kości.
Od teraz muszę iść sama. Być może przez chwilę, być może dłużej, może już zawsze. Tego nie da się przewidzieć. Mam oczywiście nadzieję, że noga szybko się zagoi i miłość znowu dotrzyma mi kroku, nawet jeśli będzie kuśtykać, jeśli zwolni trochę tempa.
Zanim to nastąpi nie pozostaje nic innego jak zacisnąć zęby, wyprostować się i stawić czoła przeciwnościom a przede wszystkim samej sobie. Ostatnie wydarzenia oraz wspomnienia z kilku minionych miesięcy postawiły mnie przed koniecznością a raczej przed wewnętrzną potrzebą poukładania pewnych spraw w głowie. Uczucia same w sobie nie gwarantują sukcesu, czasami trzeba je zweryfikować i podeprzeć miłość rozumem.
Z jednej strony wygląda to smutno z drugiej optymistycznie, ponieważ nie wiadomo co przyniesie jutro.
Tymczasem , po raz dziesiąty w tym roku pakuję walizki Niedobrze mi od tych zmian. Pakuję wszystko i jadę do Szczecina na Świeta. Lot w pierwszą stronę był oczywiście planowany, jednak aktualna wersja nie zakłada powrotu. Przez kolejne tygodnie posiedzę w domu. Pomyślę, odpocznę, zrobię porządek w swojej głowie i później albo wrócę do Londynu (do innej pracy i innego mieszkania) albo pojadę prosto do Azji. W zależności od siły i możliwości.

Będzie dobrze, musi być :) Cudownych Świąt !!!

wtorek, 10 grudnia 2013

Liście lecą z drzew czyli podsumowanie listopada.

Listopad był pieknym miesiącem. Drzewa w Anglii dłużej trzymają się jesiennych kolorów, niebo przybiera pastelowe odcienie różu i błękitu, na niebie rozmyte szare chmury. Miałam czas żeby nacieszyć sie tym widokiem i zapomnieć, że nadciąga zima i dni są strasznie krótkie. Nadciągającej zimy nie czuć też podczas urlopu a miniony miesiąc przyniósł niespodziewanie dwa weekendowe wyjazdy w bardzo ciepłe południowe miejsca. Ponad dwadzieścia stopni, kąpiel w oceanie w ostatnich dniach listopada. Świeże, rozpływające się w ustach jedzenie, pachnące morzem powietrze, w jednym miejscu pomarańcze i sosny piniowe, w drugim kaktusy i wulkaniczne rośliny. Krajobraz rajski, krajobraz księżycowy. Słońce, dużo słońca. "Lekarze zalecają: późnojesienne wypady w słoneczne miejsca zapewniają długofalową ochronę przed angielską zimową zgnilizną. " ;)

Urlopy to relaks i dodatkowa, bardzo mi ostatnio potrzebna porcja wolnego czasu. Co robi księżniczkowy umysł, kiedy przestaje się spinać i stresować codzienną bieganiną? Zaczyna tworzyć serię egzystencjalnych pytań strzelając nimi niczym z karabinu. Pociski trafiły w twardą powierzchnię zwaną zastojem, tworząc w niej dziury potrzebne do podjęcia kolejnych kroków. Przez zrelaksowane podziurawione myślami ciało zaczyna przechodzić świeża pachnąca słońcem energia. Pojawia się potrzeba weryfikacji kierunku w ktorym zmierzam. W obecnej chwili czuję, że zmierzam donikąd. Dotarło do mnie (pewnie nie po raz pierwszy i nie ostatni), że Azja to za mało.

Obecna praca mnie ogłupia, zapominam w niej co potrafię i na co mnie stać. Jest dobra dla studentów, który chcą nabrać doświadczenia i poczekać na rozprostowanie skrzydeł. Do tego brak jakiegokolwiek pomysłu na zarządzanie, brak zdroworozsądkowej strategii na prowadzenie kampanii strasznie mnie dobija. Nie znoszę braku informacji lub zmiany frontu raz na tydzień. Myślałam, że będę w stanie przetrwać dojazdy do pracy, jednak czym krótszy dzień tym mniej mam siły na spędzanie prawie czterech godzin dziennie w pociągu i na rowerze. Od połowy lipca nie zrobiłam nic żeby to zmienić. Zbierałam kasę na Azję, ale przecież wyjazd to nie wszystko. Czas się ruszyć i intensywnie szukać czegoś w Londynie i czegoś ciekawego. Poza tym, nawet jeśli zacisnęłabym zęby, odłożyła i pojechała w podróż to pojawia się pytanie czy to pomoże mi w odkryciu co chcę robić i jaką wybrać drogę żeby tam dojść. Raczej nie. Bez działania nie ma rezultatów. Jeśli teraz nie znajdę pracy, którą lubię to będzie mi coraz trudniej i po powrocie będę musiała zaczynac od nowa.

Działanie nie peplanie. To zawsze było moim hasłem przewodnim. Listopad był na odpoczynek, na fotografię, przemyślenia i przeprowadzkę. Oby dwa tygodnie grudnia jakie zostały do świąt były czasem na poważne działanie.