piątek, 9 sierpnia 2013

Cokolwiek zechcę

"Możesz zrobić ze swoim życiem cokolwiek zechcesz, potrzebna jest tylko wiara, odwaga i nieugięty duch". Jest to jedno z moich ulubionych haseł, przepisuję je co roku do nowego kalendarza, ale czasami niestety zapominam o jego potędze.
Minęło sześć miesięcy odkąd jestem w Anglii i wszystko w zasadzie dobrze się układa. Chciałam spróbować życia za granicą, więc spakowałam walizki i się przeniosłam. Chciałam zamieszkać w Londynie i zwalczyć swoje obawy przed tym czy sobie poradzę, wynajęłam pokój i jestem w wielkim mieście. Dodatkowo jako bonus od losu (być może za odwagę albo za nieracjonalne i niekontrolowane postępki) dostałam mężczyznę, który nosi mnie na rękach a przede wszystkim, któremu ja pozwalam się nosić. Życie wykazało, że nawet niezwykłe starania na nic się nie zdadzą jeśli chłopak nie ma tego niezdefiniowanego "czegoś" co mnie do niego przyciąga. Teoretycznie wszystko dobrze się układa. Zupełnie nie według planu, którym było oszczędzanie pięciuset funtów miesięcznie, planowanie wyjazdu do Azji i na końcu podróż. Plan można oczywiście zweryfikować, coś przyciąć, coś doszyć, trochę przymarszczyć, można go dostosować do okoliczności, które nie zawsze da się przeskoczyć. Jednakże krawieckie przeróbki nie oznaczają spoczęcia na laurach ani tym bardziej zaakceptowania czegoś z czego nie jestem do końca zadowolona. Przerobiona kilka razy sukienka ląduje zazwyczaj na dnie szafy, więc i planu nie można za bardzo zmieniać. Zamiast tego lepiej wrócić do podanej na wstępie optymistycznej przepowiedni, zacisnąć zęby i wierzyć, że mimo chwilowych trudności uda się osiągnąć cel. Warto działać i iść do przodu. Do dzieła zatem.
Pamiętacie jak pisałam o nadziei na kilka miesięcy mieszkaniowej stabilizacji? Cóż, nadzieja jest nadal, ale ja zaczęłam już przeglądać nowe ogłoszenia. Nie mogę mieszkać w miejscu, w którym śmierdzi stęchlizną, pająki spadają do talerza i nie ma nawet stołu w kuchni. Ok, mogłabym się do tego przyzwyczaić. Nie mogę natomiast znieść szurniętej właścicielki mającej nerwicę natręctw ;) Nie pozwala zostawiać niczego na wierzchu. Wczoraj przeprowadziłam eksperyment i po zrobieniu kanapki poszłam do pokoju zostawiając na talerzu chleb a obok ser i masło aby później zjeść jeszcze kawałek. Szalona Irlandka wróciła akurat z pracy i tylko czekałam aż się przyczepi. Zapukała do pokoju i zwróciła mi uwagę abym nie zostawiała rzeczy na wierzchu bo będzie bałagan. Nie mogłam uwierzyć! Powiedziałam, że jeszcze jem i za parę minut sprzątnę. Jej mina pozostała raczej nieprzekonana. Płacę niemałe pieniądze a czuję się jak pod specjalnym nadzorem. Pewnie latające po domu mole mają wszczepione mikro kamery żeby przekazać co robię podczas jej nieobecności ;) Albo to ja upadłam na głowę i nie umiem dostosować się do reguł albo ktoś ma staropanieńskie nawyki i za duże wymagania. Koniec końców jutro idę oglądać kolejny londyński przybytek.
Zaczynam się robić monotematyczna, ciągle tylko o mieszkaniach i pracy. Dziwnym trafem te dwa tematy nieodłącznie idą w parze. Dzisiaj podjęłam decyzję o konieczności szukania nowego zatrudnienia. Dla odmiany tym razem nie zwolnię się bez zaklepania sobie innej opcji. Odliczyłam wszystkie podatki, zusopodobne składki i wyszło, że moje zarobki wystarczą akurat na pokrycie kosztów mieszkania oraz dojazdów do pracy. Na czysto zostanie mi mniej niż kiedy pracowałam w Polsce i to dosłownie po przeliczeniu a nie proporcjonalnie. Niestety pociągi są bardzo drogie i zjadają ogromną część mojej wypłaty. Mogłabym przenieść się do małego miasteczka jakim jest Godalming jednak to nie wchodzi w rachubę. Do tego samo zajęcie okazało się nudne i na dłuższą metę nie do zniesienia. Muszę dzwonić do klientów i informować o konieczności wypełnienia formularza, który wkrótce wyślę i nakłonić ich do wzięcia udziału w tej akcji. Strasznie prosta praca i nie rozumiem po co były te wszystkie wszechstronne pytania na rozmowie kwalifikacyjnej. Jestem pewna, że w końcu uda mi się znaleźć ciekawą i dobrze płatną pracę. To dopiero początek.
Uświadomiłam sobie właśnie, że osiągnęłam już swój cel, mam pracę biurową i przeprowadzając się blisko niej byłabym w stanie odkładać pięćset funtów miesięcznie. Tyle tylko, że teraz chcę jeszcze więcej. Nie wystarczy mi samo odkładanie na Azję. Chcę się rozwijać i oszczędzać jednocześnie, mieć ciekawe zajęcie i mieszkać w Londynie. Być blisko J.. i odkrywać jaką ścieżką powinnam iść. Wszystko przede mną, wystarczy trochę cierpliwości.
Przypomniał mi się wierszyk, który moja mama wpisała mi w dzieciństwie do pamiętnika. "Idź dziarsko przez życie, miej wesołą minę, łap szczęście za ogon i duś jak cytrynę". Interpretacja dowolna i wszelaka, ja dzisiaj wybieram następującą: Z odpowiednim podejściem mogę zdziałać naprawdę wiele, bez kompromisów i akceptowania najłatwiejszych, ale nieciekawych rozwiązań, sięgać po więcej w dążeniu do szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz