piątek, 17 maja 2013

Smile executive lub wizje kawiarniane

Coraz częściej mam ochotę na zaprzestanie wysyłania aplikacji do biur. Jestem już tym zmęczona, ciągle wysyłam, spędzam kilka godzin dziennie na szukaniu i aplikowaniu na różne pozycje związane z obsługą klienta a efektów jak widać nie ma. Odzew jest, ale nie z firm, do których wysyłam a ze strony agencji pośredniczących odnajdujących mój profil na różnych portalach internetowych. W szczególności na Linkedin, na który wśród angielskich rekruterów panuje straszna moda a wręcz uzależnienie.
Po weekendzie, jeśli nie oddzwonią do mnie z firmy, z którą rozmawiałam parę dni temu wpiszę do Linkedin, że obecnie pracuję na stanowisku Smile Executive konfrontując marzenia z rzeczywistością. Próbuję sklecić jakieś zgrabne podsumowanie mojej aktywności zawodowej, jednak, nie czując ekscytacji na myśl o rozwiązywaniu czyichś problemów przez telefon lub maila, nie będę autentyczna pisząc jak to pragnę rozwijać się w obsłudze klienta. Znowu odzywa się głos intuicji (lub odwieczna próba dodania teorii do otaczających okoliczności przyrody), który mówi, że powinnam odpuścić. Skoro jestem zadowolona jako kelnerka i mam nadzieję na jeszcze większą satysfakcję w nowej kawiarni to po co znowu tracić nerwy ślęcząc osiem godzin przed kompem. Jeśli wytrzymam ostatecznie długo to w przyszłości mogę zostać managerem czyjejś kawiarni a na koniec otworzyć własną. To jest naprawdę pasjonująca wizja i lepiej byłoby się jej trzymać a nie robić coś wbrew sobie.
Oglądam mnóstwo filmików o parzeniu kawy, żeby chociaż w teorii nauczyć się jak robić pyszną prawdziwą kawę i nie mogę się doczekać kiedy zastosuję tą wiedzę w praktyce :)

Wczoraj powiedziałam Tajce, że w sobota będzie moim ostatnim dniem pracy. Wściekła się oskarżając mnie o brak moralności i zasad mówiąc, że powinnam uprzedzić ją dwa tygodnie przed. Mało mnie to obeszło, po pierwsze nie mam umowy, nie płaci za mnie podatków, dostaję stawkę mniejszą niż minimalna krajowa a na dodatek przez ponad miesiąc nie usłyszałam ani jednego dobrego słowa, same wrzaski i ciągłe niezadowolenie.  Nawet dochodzący kelnerzy i kelnerka powiedzieli, że widać jak się staram ale wiedźma dostrzega same błędy. Dzisiaj pewnie będzie miała focha i nie odezwie się do mnie ani słowem. Na szczęście przez te dwa wieczory pracuję z bardzo sympatyczną Polką, więc nie będę musiała zwracać uwagi na czarownicę. Oby mi tylko zapłaciła, bo szkoda byłoby stracić sto czterdzieści funtów.

W niedzielę przeprowadzka do Londynu. Sto procent ekscytacji :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz