środa, 1 maja 2013

niech żyje pierwszy maja

Maj, mój ulubiony miesiąc. Kwitnące magnolie na tle błękitnego nieba, kolorowe tulipany, ciepłe promienie słońca, całe mnóstwo polnych kwiatów, zieleń i jeszcze więcej zieleni.
Biegnąc rano wzdłuż dzikiego kanału, wśród drzew a później przez pole podziwiałam jak szybko wszystko rozkwitło i jak zrobiło się pięknie. Jeszcze parę tygodni temu nie było nawet pąków, trawy miały pożółkły i wysuszony kolor, drzewa straszyły pustymi konarami a teraz wszystko tryska życiem i wije się ku słońcu. Coś wspaniałego. Jak dobrze, że w tym roku nie przegapię wiosny.
Rok temu byłam tak skoncentrowana na nowej pracy i przystosowaniu się do nowego miasta, że nawet nie zauważyłam jak przekwitły kasztany i bzy. Mieszkałam w okropnej betonowej dzielnicy Wrocławia otoczona przez przebrzydłe akacje, iglaki i żywopłoty. Nawet nie pamiętam co robiłam tego dnia. Może za rok też nie będę pamiętać dzisiejszego rozpoczęcia maja, ponieważ nie mam w planach nic specjalnego a za parę godzin idę do pracy. Jednak jedno jest pewne, w tym roku maj i wiosna nie umkną mojej uwadze. Mam mnóstwo czasu na zachwyt i pochłanianie majowych zapachów.
 
Przy okazji majowej radości przypomniały mi się pierwszomajowe pochody. Tak naprawdę pamiętam tylko jeden bo raczej nie brałam udziału w innych. Nie wiedziałam zupełnie o co chodzi, ale cieszyłam się z szeleszczących na wietrze papierowych chorągiewek, które parę dni wcześniej robiliśmy na lekcji. (Założę się, że dwadzieścia pięć lat później kawałek bibułki na patyku nadal sprawiłby mi taką samą radość :) Nic się w tej kwestii nie zmieniłam). Oprócz chorągiewek pamiętam jeszcze czarną od brudu szyję naszej sąsiadki stającą parę metrów przed nami. Dodam tylko, że sąsiadka nie była robotnicą, która zeszła z pola aby uczcić święto pracy. Była starszą o parę lat uczennicą, uczuloną najwyraźniej na wodę.

Jeśli o święcie pracy mowa to ja nadal świętuję odpoczywając przez większość dnia. Jak nie trudno się domyślić nie przyjęłam stanowiska pod Oksfordem natomiast z drugiej firmy nie dostałam jeszcze odpowiedzi. W międzyczasie miałam kilka telefonów, z których nie wynikają na razie żadne konkrety. Pracuję u Tajki walcząc od ponad tygodnia o otrzymanie wypłaty za dziesięć dni na stanowisku kłamcy. Jaka pozycja taki pracodawca, okłamali mnie, że pieniądze zostały wysłane w poniedziałek dwudziestego drugiego i powinny dotrzeć do piątku. Idą zapewne przez Kamczatkę, stąd takie opóźnienie...
Po kolejnym przedłużonym weekendzie w Londynie daję sobie maksymalnie dwa tygodnie na znalezienie nowej pracy. Jeśli nic nie znajdę zamieniam chorągiewkę na cv i rozpoczynam tour de cafe czyli majowy pochód po londyńskich kawiarniach.
O pracy można pisać wiersze, można pracę świętować, można ją opijać, lubić albo nie znosić jednak najlepiej ją po prostu mieć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz