czwartek, 2 maja 2013

Londyn woła coraz głośniej

Będąc jeszcze w Polsce oraz krótko po przylocie do Anglii wiele osób mówiło mi, że przeprowadzka do Londynu nie jest dobrym pomysłem. Mówili, że to bardzo drogie miasto, że traci się po trzy godziny dziennie na dojazdy, że będę się gnieździć w jakieś norze dzieląc mieszkanie z dziesięcioma współlokatorami. Część z tych przestróg na pewno jest prawdziwa, inna część zależy pewnie od szczęścia, coś mi jednak mówi, że sama powinnam się przekonać jak wygląda rzeczywistość. Odważyć się i spróbować. Przecież życie to nieustająca metoda prób i błędów, dążenie za głosem intuicji a nie trzymanie się wytartego przez innych szlaku.
Przekalkulowałam (pewnie za bardzo optymistycznie), że przy dobrych wiatrach czyli pracując na pełen etat za minimalną stawkę i po opłaceniu rachunków nadal powinno mi zostać więcej niż mam w tym momencie. Obecnie płacę stosunkowo niewiele za pokój, ale pracuję tylko dwadzieścia pięć godzin w tygodniu i wydaję dużo na londyńskie wycieczki.
Za przeprowadzką przemawia jeszcze jeden (co najmniej jeden) argument. Siedzenie w jakiejś małej angielskiej mieścinie jest zdecydowanie za mało ambitne. Skoro daję sobie radę u wiecznie wrzeszczącej Tajki to poradzę sobie w stolicy. Do stracenia mam najwyżej trochę oszczędności, ale już raz przekonałam się, ze wybór podyktowany wyłącznie zyskiem materialnym nie jest najmądrzejszym rozwiązaniem. Oprócz odkładania na Azję, dobrze byłoby znaleźć zajęcie, które będzie przynosić mi radość i satysfakcję.


Ps. Pierwszy maja zakończył się średnio pomyślnie. Robiąc w pośpiechu kawę źle zakręciłam wajchę w ekspresie, jeden ząbek nie wszedł w odpowiednie miejsce, wajcha się zablokowała i mimo wielu prób nie dało się jej odkręcić. Tajka, która przez dwadzieścia lat pracy w tym biznesie nie posiadła jeszcze umiejętności kontrolowania swoich odruchów prawie zrzuciła całą maszynę ze złości. Gdyby mogła to pewnie by mnie pobiła.
Wcześniej dostałam maila z firmy faworytki (tj. z Siemensa), z informacją, ze niestety wybrali kogoś innego, co ostatecznie jest dobrą wiadomością. Obawa zapętlenia się ponownie w korporacyjny wir jak zwykle okazała się niepotrzebna.

Z każdym dniem przejmuję się mniej, rozkminiam mniej, uodparniam się i nabieram dystansu. Z każdym dniem bardziej doceniam wszystkie nowe doświadczenia.

1 komentarz:

  1. niestety życie jest brutalne :/
    ...czasami fajnie trafić na jakiś dobry tekst, taki który trochę podgoni auto-motywację.. nawet taki trywialny jak http://careerbreak.pl/przed-wyjazdem/

    "Z każdym dniem przejmuję się mniej, rozkminiam mniej, uodparniam się i nabieram dystansu."

    aż w końcu otworzyć knajpę i będziesz znerwicowana@non_empatyczna jak ta twoja Tajka :p


    OdpowiedzUsuń