wtorek, 19 lutego 2013

A Ty o czym marzysz?

Często zadaję ludziom powyższe pytanie. Po to żeby ich lepiej poznać, dowiedzieć się na czym im najbardziej zależy i do czego w życiu dążą. Zadaję je z premedytacją, czasami na przekór otaczającej rzeczywistości, aby zmobilizować znajomych do refleksji. Kiedyś myślałam, że nasze umysły są wypełnione marzeniami a odpowiedź na takie pytanie będzie łatwa i stanie się podstawą do przyjemnej rozmowy.
Nic bardziej mylnego. Wielokrotnie zamiast odpowiedzi otrzymywałam zdziwione spojrzenia mówiące mniej więcej "Czego ona ode mnie chce?", skonsternowane twarze pod tytułem "Marzenia? Ale o co chodzi?". Kiedy po pierwszych słowach typu "o wygranej w totka" dopytuję o czym tak naprawdę marzą bardzo wiele osób odpowiada, że tak właściwie to o niczym. Tu pojawiają się ogromne znaki zapytania. O niczym? Jak to możliwe żeby nie mieć marzeń? W którym momencie życia je zgubiłeś? Oczywiście zostawiam je niewypowiedziane. Takie psychologiczne rozważania to ciekawa próba zrozumienia drugiej osoby jednak nie wątek za który chciałabym się zabrać na forum.

Nie chcę oceniać czy brak marzeń jest dobry albo zły, moim zdaniem jest po prostu smutny. Jeśli marzysz o niczym to nic się spełni. Byłoby dziwne gdyba osoba prowadząca bloga "...droga do spełnienia marzeń" nie była marzycielką. Jestem bardzo wdzięczna, że przez wszystkie trzydzieści niecałe trzy lata konfrontacji z rzeczywistością nie zatraciłam umiejętności marzenia. Właściwie niektóre wydarzenia jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że marzenie ma sens.

Na studiach, otoczona stęchłymi meblami, wypierdziałymi tapczanami i pożółkniętą tapetą, zamknięta w starym pokoju jeszcze starszej kamienicy, miałam radio. W Czwórce, która w tamtych latach była Radiem Bis, leciała audycja poświęcona podróży za jeden uśmiech. Nie była to zwykła wycieczka tylko prawdziwa wyprawa, w której Kinga i Chopin objechali stopem cały świat. Słuchanie ich relacji dodało mi skrzydeł, zrozumiałam, że takie szalone pomysły są możliwe i sama zaczęłam marzyć o podobnej podróży.
Skończyłam studia, zaczęłam pracę i mimo upływu kilku lat ciągle skakałam z radości na myśl, że pewnego dnia objadę całą Ziemię. W którymś momencie otworzyłam konto oszczędnościowe, nazwałam je "podróż" i zaczęłam odkładać pieniądze. Jakiś czas później poznałam osobę, która uwierzyła w ten pomysł i nadała jej konkretne ramy czasowe. Z kilku względów postanowiliśmy skurczyć świat do jednego kontynentu a dwa lata zamknąć w czterech miesiącach.

Wspominając Amerykę Południową często zastanawiam się jak ta wyprawa zmieniła mój charakter. Niezapomniane wrażenia oraz wspomnienia z pięknych miejsc nie były najważniejsze. Dzięki tej podróży zrozumiałam, że spełnienie marzeń jest bardzo proste. Wystarczy czegoś naprawdę mocno chcieć, na tyle mocno, by poświęcić inne, mniej istotne dla nas sprawy. Obmyślić konkretny plan, zmobilizować się i dążyć do jego realizacji. Podróż dookoła świata uległa pewnej modyfikacji, może nie zostanie zrealizowana jednym ciągiem, ale na pewno nie zakończy się na Ameryce Południowej. Następna w kolejce jest Azja.

Kiedy ktoś mi mówi jak mam dobrze i jak on też chciałby pojechać zawsze odpowiadam, że może mieć jeszcze lepiej, jeśli tylko naprawdę chce. Wymówki oznaczają tylko jedno, masz inne priorytety i w głębi duszy nie marzysz o podróżach.

A o czym marzysz? Jeśli o niczym to nic ci się spełni.

2 komentarze:

  1. cześć,
    przejrzałem organoleptycznie starsze i nowsze wpisy - i, bez przesadnej dozy dobroci, przyznaję, że dobrze piszesz, masz ten świetny dar (zazdroszczę :p) przelewania na papier(bloga) swoich uczuć i myśli...
    Ale do rzeczy - podzielam twoje spostrzeżenie odnośnie marzeń.... ehhh sam ledwo skończyłem 33 latka i często mam wrażenie, że żyję w obcej skórze, wciąż oczekuję, że to co obecnie, to tylko taki bufor/ poczekalnia do tego mojega JA, mojego życia.... niestety te oczekiwania mają swój początek kilka dobrych latek temu, a ja daelj żyję w maraźmie. Kanały Discovery, National Geographic oglądane późnymi wieczorami zapychają tę pustkę codzienności, pracy w narzuconych godzinach, wartościach, priorytetach, rachunkach, upomnieniach o nich, spłaconych lub nie kredytach, przyziemnych zagłuszaczy marzeń w postaci kolejnych cali tv, które pozwalają zobaczyć taki Kapsztad w jescze wyższej, mega kurde-naturalnej inaczej rozdzielczości....

    Nie wiem czy się kiedyś odważę na porzucenie tego bytu na rzecz marzeń, może to tylko w gestii ludzi odważnych...

    pozdrawiam
    tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, bardzo dziękuję za miłe słowa. Cieszy mnie, że blog dociera także do osób, których nie znam.
      Ciężko mi cokolwiek doradzać albo napiszę tylko tyle, że 33 lata skończę w maju, mam trzydziestoletni kredyt mieszkaniowy, zostawiłam pracę której człowiek o zdrowych zmysłach by nie zostawił. Może zacznij od małych marzeń, chociażby skumulowania urlopu i pojechania na dłuższe wakacje.
      Powodzenia!
      J.
      Ps. Strach to tylko wytwór naszej wyobraźni :)

      Usuń